Powrót.

Widok na przeprawę rędzińską

Jakoś mnie naszła dziwna ochota ostatnio, by wrócić w to samo miejsce, w którym już jakiś czas temu fotografowałem przeprawę rędzińską.

O tyle fajnie, że dopisały chmurki i pora dnia – więc można było myśleć o kolorze (akurat kształt chmur gryzł się z samym pylonem).

Myślę, że było warto.

Kurczę, niby mało roboty, a cały czas czymś się zajmuję. Jak nie rakieta, to RO, jak nie RO, to jakieś inne pierdoły. Co robić… Zawsze można spać.

Mieszanina Światła

Mieszanina
Jak tu przebić się przez tą codzienność? W kółko te same schematy i ogarniająca wszystko bezsilność – a właściwie niechęć. To nie, tamto nie. To co w końcu tak?

Przyznam się, że ze zdjęciem sporo eksperymentowałem – potrójna ekspozycja zdjęcia i wzajemne przepuszczanie. Byłem co do tego pomysłu sceptyczny, bo teraz panuje trend „wielokrotnej ekspozycji” polegającej na robieniu różnych zdjęć w różnym czasie i łączeniu ich selektywnie w photoshopie. Potem wychodzą muchomory jakich mało. Tutaj starałem się tradycyjnie – wpierw normalna wielokrotna ekspozycja z poziomu aparatu i potem przyznaje się – mieszanie poziomami wejścia w PS.

Ale w końcu wyszło ciekawie.

Puste niebo.

_DSC5092

 

Niebo dzisiaj jakieś takie puste…

Mówi się, że coś się kończy, a coś zaczyna. Ale co ma się zacząć? Życie jest dziwne. Pędzimy bezmyślnie na spotkanie ze śmiercią, przywykłwszy już tak do wiszącego fatum, że je ignorujemy. „Bo to za tyle czasu, że mnie to nie dotyczy, jeszcze całe życie przede mną” Całe życie czego ja się pytam? Większość ludzi  w tej chwili marzy tylko o tym, by mieć spokojne życie do późnej starości, albo przynajmniej MÓC robić to co chce. No Matko Boska. Celem życia żyć w formie, która pierwotnie trwa? No bo kto komu zabroni zrobienia czegokolwiek. Każdy robi co chce – takie moje zdanie. A jak wydaje mu się, że jest inaczej – to już raczej jest okuty kajdanami własnego umysłu.

A, bo tu przecież do chodzi do sedna sprawy słowo klucz – MIEĆ. Bo teraz już samo ŻYĆ i BYĆ nie jest wyznacznikiem czegokolwiek. Teraz, już podświadomie możliwość działania uwarunkowujemy (jako społeczność) przez zasób portfela. Nie rozumiem tego. Realizować marzenia można każdym sposobem – nie potrzeba mieć przecież do tego gotówy, najlepszego sprzętu, drogiego samochodu, wielkiego domu, prywatnego odrzutowca. A już na pewno bożek pieniądza nie jest w żadnym stopniu potrzebny do stworzenia możliwości działania. Działać można zawsze – robić to, co się chce. Nawet jeżeli ktoś ma na tyle nierówno pod sufitem, że zechciałby kropnąć swojego sąsiada – kto mu zabroni? Weźmie siekierę, palnie go w łeb i zrealizuje się chłopak. A to, że pojawi się z tego powodu jakiś batog, którym chłopa będą smagali po tyłku – to już raczej natura rzeczy. Wszystko ma jakieś konsekwencje. Nawet głupie wychylenie szklanki mleka powoduje, że jego już tam nie ma.

Znowu zaczynam bredzić…
Za mało roboty.

Polanka

Pomyślałem sobie przedwczoraj, iż troszeczkę nietypowo podejdę do tematu i sfotografuję… No de facto przeciętność. Widoki, które mijam każdego dnia i do których wagi raczej człowiek nie przykłada. Przeszło mi przez myśl – „No, bo jak nikt nie będzie fotografował przeciętności, sztampy, ironicznego niczego, to przecież nie zrobi tego nikt, i na zawsze pozostanie niczym” – to może właśnie spróbować coś zmienić? Ot, zacząć interesować się niczym.

 

Karlowice CZB

 

W sumie, to widoki na czy to Polankę, czy Różankę, zawsze sprowadzają się w mojej głowie do jednej myśli – Karłowic. Może i to dziwne, ale zawsze wydawało mi się, że jednak tym miejscem docelowym są właśnie Karłowice, a „pobliskie osiedla” są jakby pośrednie, jedynie drogą do celu. Może to przez (nie okłamujmy się) fatalną infrastrukturę i zabudowę owych osiedli… Na Karłowicach zawsze było tak… Przytulnie. To tutaj zawsze było więcej miejsc do zawieszenia oka, tu zawsze było więcej instytucji kulturalnych. Było. Bo przez ostatnie lata wszystkie wymienione osiedla zaczęły się jakby zapadać. Może to tylko moje wrażenie, ale tak uważam. Kiedyś tutaj ludzie spotykali się na ulicach, gaworzyli. W parkach grywano w szachy (sam jeszcze pamiętam), dzieci bawiły się na placach zabaw. „Pokolenie szachistów” teraz albo wymarło, albo się zestarzało. Dzieciaki czasem widuje się jeszcze na placach zabaw, ale jest ich coraz mniej. Ludzie mało co wychodzą z domów. Na ulicach rzadko spotyka się znajomych. Czy to przez ogólną „degradację” społeczeństwa, degradację całej infrastruktury, która nie umożliwia już takich kontaktów w przyjaznych warunkach… Czy może… Czy może właśnie przez całkowite przerzucenie sfery człowieka „Być” na sferę „Mieć”. Może przez właśnie to zabieganie, pogoń za pieniądzem, za lepszymi warunkami, za tym, aby ludzie lepiej na nas patrzyli. Bo w erze srejsbukowych personaliów coraz mniej liczy się to jaki człowiek jest, a jaki się reprezentuje… Puste gesty mające świadczyć o jakieś abstrakcyjnej przynależności do wyimaginowanej społeczności „lepszych świata”. Poparcie jakieś inicjatywy ogranicza się teraz do klikania i wstukiwania w aparaturę komputera dziwnych danych, zamiast realnej pomocy. Bo teraz za postawę aktywną społecznie uznaje się po prostu paplanie, klikanie, cykanie fotek. No bo powiedzcie, Wy, młodzi, czy ludzi nie ocenia się jako szerzej znanych, aktywnych, czy wręcz społecznych patrząc właśnie przez taki pryzmat. Chyba już rzadkością bywa spotykanie się u kogoś w domu (mam tu na myśli raczej świeższe pokolenia), w parku, na spacerze. Spotkania by porozmawiać, coś zrobić, stworzyć. Czy po prostu, czasem w szerszym gronie, by poznać kogoś nowego. Może to znowu paplanina – ale widzę, co dzieje się tu, na tych osiedlach i to co się dzieje u ludzi w domach. I to chyba nie prowadzi ku dobremu.

 

Wordpress