Świat Wyreowany… I pewien dylemat.

Ostatnimi czasy dużo się dzieje. Dzieje się na tyle dużo, iż problemem staje się dla mnie powrót do domu przed północą. Z jednej strony dobrze, bo jest sporo roboty, przez co tak jak mówiłem – pojawia się pewien ruch. Z drugiej – cierpi z tego powodu trochę fotografia. Co prawda staram się stale wygospodarować pewne dozy czasu zarezerwowane tylko dla tej czarnej puszki, co aktualnie stoi na parapecie, ale nie o to chodzi. Przy zbyt małej ilości czasu nie mam okazji do rozmyślania nowych ujęć, czy choćby miejsc, w które można byłoby się wybrać. Niemniej – udało mi się zrobić pewien zapas i rozplanować parę/kilkanaście kadrów jeszcze przed erą roboty i zasuwu.
Aczkolwiek ostatnie zdjęcia nadarzyły się nieco spontanicznie, a stały się przy okazji pretekstem do wypracowania paru kadrów. Może i kilku za dużo.
Dlaczego za dużo – „pokazuję i objaśniam” – wraz z Lu i (tu ogromne podziękowania dla naszego modela) Kubą (aka Skobel :P) udało się nam zrobić kilka dobrych uważam zdjęć. Niemniej, z racji tego, iż „Świat Wykreowany” jest raczej dość hermetyczną historyjką, nie chciałbym w związku z nim publikować za dużo, by nie popaść w sztampę, a po drugie – nie chciałbym dodawać nowych wątków. Miała to być historia o esencji człowieka, jego emocjach, przeżyciach i o problemach wynikających z konfrontacji człowieka zamkniętego z tak kosmopolitycznym światem, jaki ostatnimi czasy zdążył się zrobić. Oczy, jako odbicie duszy mają tu być głównym tematem, odbiciem stanów emocjonalnych, czy tak jak ostatnio ich brak – stanowił konkretny zabieg kreatorski, mający na celu uzyskanie konkretnej relacji. Niemniej podczas ostatniej sesji (wydaje mi się) zrobiłem o jedno zdjęcie za dużo i popadłem w sztampę – ukazałem na ujęciu pewną wrogość, agresywność, która nie miała miejsca w koncepcie tematyki – i chyba był to pierwszy znak ostrzegawczy, iż może się to wszystko przerodzić w kicz.
Kolejny problem – „projekt” zawsze charakteryzowała wyrazistość obrazu, konkretne rysy i kontrast. Niemniej – pojawił się też kadr wykorzystujący rozmazanie ruchu, pewną niejednoznaczność i przez to przejaw braku konsekwencji. Wzburzenie, anonimowość – jak najbardziej. Tylko boję się o uplasowanie obrazu w kontekście reszty projektu.
No i problem podstawowy – jedna sesja – jedno zdjęcie. No a tutaj dwa. No i zgrzyt. Trzeszczy, trzeszczy i nie wiem co robić. Czy to ten sam projekt, czy da się podciągnąć, czy w ogóle nie pasuje.
Jeszcze pisząc ten tekst zadecydowałem, iż w kontekście „Świata Wykreowanego” na pewno nie umieszczę trzeciego zdjęcia. Ale wydaje mi się, że (aż) dwa pozostałe mogą jednak się wkomponować w projekt.

Standardowo, już nie dodając komentarza i „właściwej interpretacji” do zdjęć (przecież to teraz takie niemodne [tfu – zakichani konceptualiści]) – kończę i tym samym zapraszam.

_DSC2915

 

_DSC3014

 

PS Ciągle czekam na powrót komputera z serwisu…

Niespełnione ambicje.

_DSC2216

Ostatnimi czasy próbowałem zrealizować swój plan uchwycenia Przeprawy Rędzińskiej z tej najpiękniejszej perspektywy – pod samym pylonem. Ile to się nie najeździłem na rowerze, żeby nie znaleźć dojścia do choćby jakiegoś przejścia ewakuacyjnego, czy kawałka balustrady – niestety. De facto nie ma możliwości by bliżej pylonu dostać się czy pieszo, czy rowerem. Jedyna opcja to wjechać tam po prostu przejazdem autem – co niestety wiąże się z nieciekawą perspektywą i dosłownie ułamkami sekund na zrobienie zdjęcia (i tak trzeba by mieć jakiś szyberdach). Niemniej – postanowiłem nie zaprzepaszczać całego, kliku-godzinnego wyjazdu i uplasowałem swoje cztery litery na możliwie bliskim od obiektu wzniesieniu. Rozstawiłem statyw, przyczepiłem 300-tkę i i próbowałem zgrać dobrze kompozycję zdjęcia. Swoją drogą ten most z tej perspektywy bardzo nasuwał mi skojarzenia do samego Wrocławia, z racji jego obecnej (tu na zdjęciu) formy, która po odwróceniu wyglądałaby jak rzeczone W z logo Wrocławia. Niemniej – abstrahując już od jakichkolwiek korelacji ze spotykanymi przeze mnie obiektami (samo to skojarzenie wydaje mi się już odpowiednio dziwaczne, by znowu uznać mnie za wariata) – wracam do kompozycji zdjęcia. Kluczowym wydało mi się sparowanie lin pylonu z rogami kadru – jakiekolwiek kadrowanie nigdy nie wchodziło u mnie w grę. Myślę, że uzupełniając jednocześnie dolną podstawę o pewną ciągłość kształtu – utrzymujemy stabilną podwalinę kompozycji. Natomiast sam kreowany kształt trójkątów poprzez liny (zgodnie z teorią Gestalt) dodaje obrazowi (oczywiście to tylko i wyłącznie moje zdanie) pewnego rodzaju solidności i regularności formy. Klasyczny kompozycyjnie obraz – czyli to, co lubię najbardziej (no, może oprócz minimalistycznych surrealistów ;p).