Mój sprzęt

Lens (2)

Jak wiadomo, żeby fotografować, trzeba mieć czym.

Wiadomo, tak naprawdę fotografować można pudełkiem po butach z nałożoną kliszą, aczkolwiek efekty raczej nie będą zachwycające. Camera Obscura to moim zdaniem niezbyt udany pomysł (dla takich zastosowań).

Wielu mówi, ze sprzęt się nie liczy, a jedyną wartością jest wyobraźnia osoby za obiektywem. Tutaj się odrobinę nie zgodzę, gdyż najczęściej takimi słowami sygnują się osoby niewiele wiedzącymi na temat fotografii, albo posiadającej już tak rozbudowane zaplecze, że nic więcej im nie potrzeba.

Wyznaję natomiast prostą zasadę – każdy posiada taki sprzęt, na który go stać i który jednocześnie umożliwi mu realizowanie tego, co zamierza. Nie ma nic gorszego niż brak możliwości wykonania fotografii z przyczyn czysto sprzętowych. I można to rozumieć zarówno pod kątem rozładowanej baterii, której zapasu się nie ma, czy braku odpowiedniego obiektywu, umożliwiającego oddanie takiego charakteru sceny, jakiego fotograf by sobie życzył.

Wielu znajomych patrzy na mnie z przymrużeniem oka, kpiąc ze mnie, gdy noszę tony sprzętu fotograficznego na jakiś plener, wycieczkę, czy spacer. Niestety, bardzo często by wykonać tą jedyną, właściwą fotografię, trzeba mieć odpowiednie zaplecze sprzętowe. Kluczem w tej sytuacji jest to, by zabrać ze sobą jedynie ten sprzęt, który się przyda, a nie zabierać tego, którego nawet nie dotkniemy. Dodam, że nigdy nie zdarzyło mi się wziąć całego mojego sprzętu fotograficznego ze sobą w plener, nawet gdy przenosiłem całe „studio” ze statywami i tłami. Może będzie to taką małą wskazówką dla tych, którzy zawsze biorą ze sobą wszystko.

Co zaś tyczy się mojego sprzętu:

Fotografuję Nikonem, więc prawdopodobnie już na wejściu zostanę zbesztany przez Canonowców. Aczkolwiek – o gustach się nie dyskutuje, a wywody o wyższości jednego sprzętu nad drugim pragnę pozostawić marketingowcom.

Aparat, jakim aktualnie robię zdjęcia, to lustrzanka niepełnoobrazkowa D7000. Myślę, że to porządny i niezawodny sprzęt i jeszcze nigdy się nim nie rozczarowałem. Czy chciałbym „pełną klatkę”? A kto by nie chciał. Lecz tu przytoczę słowa, których wcześniej użyłem – każdy używa sprzętu, na który go stać. Mnie na aparat pełnoklatkowy po prostu nie stać.

Z obiektywów, czyli tak zwanej „szklarni”, czy „kredensu przepełnionymi słoikami z konfiturą babuni” używam:

Nikkora f/3,5-5,6 18-105mm AF VC – uniwersalny „kitowiec”, którego na początek przygody z Nikonem mogę polecić każdemu. Bardzo dobry do landszaftów, choć sytuacja wygląda trochę gorzej na dłuższych ogniskowych. Dla miłośników protez makro, po połączeniu z odpowiednimi soczewkami daje także w miarę interesujące minimalne odległości ostrzenia.

Nikkora f/1,8 50mm D – bardzo zasłużona konstrukcja, przeznaczona do korpusów z wbudowanym silnikiem AF-u. Dobre, stałoogniskowe i bardzo jasne szkło, choć jednocześnie wyjątkowo rzadko go używam. Głównie dlatego, iż wydaje mi się zbyt wąskie do moich zastosowań. I jeszcze jedno – przeraża mnie jego Coma na pełnym otworze przysłony. Planuje je w najbliższym czasie sprzedać, być może zamienić na 35mm.

Sigmę f/4-5,6 10-20mm – świetne szkło szerokokątne, rewelacyjnie pracujące pod światło, o zerowych niemalże zniekształceniach geometrycznych, w tym dystorsji. Uważam je za jeden ze swoich ważniejszych zakupów, tym bardziej, że odkupiłem je od jednego z użytkowników Nikoniarze.pl, za praktycznie połowę ceny rynkowej (liczę oczywiście od wartości nowej). Niestety, średnica 72mm i niepewność użycia filtra polaryzacyjnego na tak „szerokich” ogniskowych odstrasza mnie od jego zakupu, co skutkuje nie zawsze takimi zdjęciami krajobrazów, jakie bym sobie życzył.

Tamrona f/4-5,6 70-300mm AF VC DI II – świetny „zoom”, dający rewelacyjną jakość obrazka na 300mm. Pomimo odrobinę wolnej pracy auto-focusa zapewnia wyśmienitą współpracę z aparatem. Jego stabilizacja obrazu na 300mm daje wręcz powalające efekty, gdyż obiektyw praktycznie zamraża obiektyw w kadrze, uniemożliwiając jego ucieczkę nawet przy dużych wstrząsach (jednocześnie to może być argumentem zaadresowanym pod zwolenników stabilizacji obrazu w korpusie, dowodzącym tego, że jest to w takich sytuacjach absurd).

Vivitar 400mm 5,6 – stary, leciwy stałoogniskowy obiektyw dorwany również na Nikoniarzach.pl. Porządne szkło, lecz brak autofocusa bardzo często wyklucza go z użycia. Olbrzymie abberacje chromatyczne na dużych (dla tego obiektywu) otworach przysłony zmuszają szkło do pracy wyłącznie w bardzo dobrych warunkach oświetleniowych. Jednak odpowiednik 600mm dla pełnej klatki świetnie sprawdza się w fotografowaniu statycznej, dzikiej przyrody (o ile coś takiego istnieje, poza karmnikiem na ogródku).

Natomiast z lamp:

Yongnuo 565EX – bardzo dobra, mocna lampa z pełnym wsparciem i-TLL. Świetny wybór za niewielkie  pieniądze. Chociaż, niestety, nie mogę powiedzieć, że jest bezawaryjna – raz poleciała do serwisu, bo nie wyzwalała błysku, gdy palnik był w pozycji „cobry” (skierowany na wprost). Uważam, że wręcz stworzony do pracy z D7000, bo korpus ten jest w stanie wykorzystać wszystkie jej możliwości.

Yongnuo 460-II. Dobra, tania, manualna lampa błyskowa, doskonała do doświetlenia tła, lub do ordynarnej kontry. Wykorzystywana przeze mnie bardzo często, również w roli zapasowego błysku.

Statywy:

Używam głównie statywu magnezowo-węglowego Triopo, z głowicą kulową. Nie jestem w stanie dociec teraz modelu, aczkolwiek wybór padł na niego, gdyż umożliwia mi stabilne umiejscowienie na nim aparatu z najcięższym szkłem, przy jednoczesnym bardzo dobrym stosunkiem jakości do ceny.

Do „plenerowego” zastosowania i w studio używam także małego aluminiowego statywu, który dostałem wraz z aparatem przy zakupie. Niestety, aparatu na chwilę obecną boję się na nim stawiać, i służy jedynie jako podstawka do lamp błyskowych.

Posiadam również 2 statywy oświetleniowe Quantuum Air 260, z których jestem po prostu zachwycony. Świetnie trzymają lampy i tła, a jeszcze ani razu się nie wywróciły. System amortyzacji pneumatycznej świetnie chroni sprzęt przez upadkiem, gdy składamy statyw. Do mocowania lamp używam wtedy uchwytu nieznanej marki.

Tła:

Używam wyłącznie (na chwilę obecną) teł białych, czarnych i szarych, tych najtańszych, bodajże polipropylenowych. Wraz z tubą można je kupić za ok 30-35zł w zadowalającym rozmiarze. Jako belkę do teł używam po prostu stalowego pręta, zakupionego w Castoramie za 6zł. Nie widzę jakiegokolwiek sensu kupowania droższych belek do teł, które nie są składane. Chociaż do składanego uważam, że składane przydałoby się już mieć. Jednocześnie twierdzę – wszystko da się zrobić samemu, a wydawanie 200zł na przedmiot kompletnie nie warty swojej ceny jest po prostu głupotą.

Plecaki i torby:
Wiadomo, sprzęt trzeba w czymś nosić. Niestety, jak wielu fotografów się z czasem dowiaduje, jedna torba czy plecak nie wystarcza. I tak oto doszedłem do punktu:

Toploader Hama – bardzo wygodna torba, którą mocuję na pasku i dodatkowo odciążam na ramieniu. Fajnie spisuje się, gdy zabrać należy tylko aparat, lub ilość bagaży uniemożliwia trzymanie aparatu odpowiednio zabezpieczonego, lub po prostu nie ma miejsca.

Plecak „Sling”(na jedno ramię, umożliwiający w każdej chwili na wyjęcie aparatu bez zdejmowania plecaka) Vanguard Up-Rise 34. Bardzo dobry plecak, który pomieści to co niezbędne – korpus, parę obiektywów, lampę i coś jeszcze.

Plecak polskiej (ponoć) produkcji (a przynajmniej pomysłu) Arkas (BP-01 albo 02). Ogromny, dobrze wykonany (ze względu na rozłożenie ciężaru, do materiałów mam pewne zastrzeżenia) plecak. Pozwala zabrać mi cały sprzęt, i jeszcze więcej. Posiada troczki na statywy (właściwie w teorii na 3), do tego można do niego doczepić drugi plecak. Umożliwia to zabrania ze sobą również żarcia, termosu, czy cieplejszego ubrania. Aczkolwiek drań jest bardzo ciężki.

Filtry:

Do każdego obiektywu posiadam filtr UV. Uważam, że to podstawa, gdyż chroni przednią soczewkę obiektywu przed zabrudzeniem, a także przed uszkodzeniem. Podczas fotografowania marszu w Warszawie byłem świadkiem tego, jak taki filtr uratował komuś obiektyw za parę tysięcy złotych (upadł na ziemię). Nie odważyłbym się wychodzić gdziekolwiek bez takiej ochrony. Aczkolwiek – zdarza się, że filtry te ściągam. Dlaczego? Bo nie stać mnie na dobrej jakości filtr UV, przez to te, których używam bardzo degradują rozdzielczość obrazu. Gdy zależy mi na jakości, a warunki mi na to pozwalają, zdejmuję filtr UV.

Posiadam dobry filtr polaryzacyjny 67mm, z powłoką hydrofobową. Świetnie realizuje swoje zadanie, a czyści się go rewelacyjnie. Produkcja Marumi.

Na początku mojej przygody z fotografią nabyłem również filtr +4D marki Hoya (przecież każdy przechodził okres zafascynowania makrofotografią, przy jednoczesnym braku środków na specjalny do tego obiektyw). Czasem nawet go używam. Efekty są nawet dobre.

Polecam również wszystkim system filtrów Cokin. Przy odpowiednich nakładkach mamy zestaw filtrów do każdego obiektywu, które tak naprawdę kupujemy tylko raz. Jedyna, a zarazem olbrzymia wada – uniemożliwiają używanie osłon przeciwsłonecznych. Aczkolwiek dla fotografów przyrody są obowiązkowe, szczególnie filtry szare i połówkowe.

Z zamiłowania posiadam jeszcze sporą gamę aparatów analogowych. Od radzieckiego Sokola Automat, po przedwojenną jeszcze Weltę Welti I. To mój ulubiony aparat, należący jeszcze do mojego pradziadka. Optyka Carll-a Zeiss-a dokonuje prawdziwych cudów. Bokeh jest fenomenalny.

Co jeszcze?

Umiejętności i sprawne oko. To w tym wszystkim najważniejsze. Dużo, dużo książek i zarówno oglądania, jak i wykonywania zdjęć. Wtedy można dążyć do perfekcji.

Dodaj komentarz