Wykopaliska

_DSC0312

 

Tak więc podążam ścieżką porządkowania bajzlu na komputerze.

Wszędzie pełno tych zdjęć, które tylko czekają, żeby się za nie zabrać. Tylko wybierz tu człowieku coś wartego uwagi. Tak zastanawiając się nad tym – chyba faktycznie nie jest głupim pomysłem odgrzebywać zdjęcia dopiero po jakimś (dłuższym czasie). Mam wrażenie, że spoglądam wtedy na prace z dystansem, co pozwala na nieco bardziej restrykcyjne podejście do atrakcyjności kadrów. Po prostu człowiek przestaje już żyć magią miejsc, które zobaczył i przestają ona na nim wywierać taki wpływ, nie przywiązuje do ujęć tak dużego ładunku emocjonalnego, który mógłby przechylić szalę na stronę fotografii.

Wracając do tematu porządków:
Ostatecznie zmotywowała mnie do tego nagrywarka Blu-Ray, którą niedawno kupiłem. Może wytrzymałość nośników nie jest powalająca, aczkolwiek zawsze to lepiej niż magazynować dane gdzieś na pojedynczym dysku, gdzie i tak nie mam możliwości zapisania wszystkich danych. No bo nie oszukujmy się, kompletu kart (40GB) z wyjazdu raczej za każdym razem nie będę zgrywać na komputer (stąd też znienawidziłem Lightrooma, które takie rozwiązania proponował). Natomiast, gdy mam możliwość nagrania tego na jedną płytkę – to już jest coś.

Swoją drogą – zawsze myślałem, że te krzyki o pierdyliardach kopii zapasowych zdjęć są krzykiem histerycznego wariata – niemniej, gdy miałem przed sobą wizję utraty komputera, a z nim całego swojego dorobku – sprawa nie wygląda już tak kolorowo. Naprawdę – szkoda zdjęć. Lepiej raz na jakiś czas zrobić kopię zapasową – i mieć spokój.

Ten Pan podpadł.

_DSC0220

A no tak, miarka się dzisiaj przebrała. A przebrała się dla tego Pana z pierdokładów z Ergonomii i Bezpieczeństwa Pracy, który siedział za mną. Z racji jakże pasjonującego tematu, zająłem się przeglądaniem starych zdjęć, których jak zwykle, po powrocie z wyjazdów nie zdążyłem wywołać (lub jak kto nie wierzy, że cyfrę się wywołuje – przeprowadzić konwersję danych na matrycy do docelowego pliku poglądowego, by umożliwić podgląd zdjęcia na jakimkolwiek urządzeniu). Natomiast kolega Tarnowski (którego pozdrawiam) stwierdził, iż w tych czasach zdjęcia robi się w fotoszopie. Otóż kolegę pragnę odciągnąć od tej tezy i jednocześnie spróbować objaśnić nieco zjawisko.

Zdjęcia cyfrowe w większości aparatów (i dla przeciętnych Kowalskich) rejestrowane są w formacie JPEG, w ekstremalnej formie w TIFF. Są to pliki, które poddane zostały procesowi konwersji sygnału bezpośrednio przez aparat, po czym zostały one skompresowane (tu zależy od ustawień), by docelowo mogły zostać przedstawione użytkownikowi (lub jak kto woli odbiorcy), choćby na wyświetlaczu. Nieco bardziej wprawni użytkownicy starają się raczej korzystać z aparatów, które takiego procesu nie przeprowadzają (czyt. mają taką możliwość). Takie urządzenia zapisują wtedy bezpośrednio wszystkie dane zarejestrowane przez matrycę do pliku formatu RAW (ang. – surowy), by następnie stworzyć (w zależności od schematu działań) uśredniony (według oprogramowania) obraz poglądowy, wyświetlający się na panelu aparatu. Czym taki plik zasadniczo się różni. A no tym, iż takiego pliku de facto wyświetlić nie można. Nie można dlatego, iż jest on pozbawiony informacji o kolorach (mam tu na myśli balans bieli, to pewien skrót myślowy), kontraście, dopasowaniu barw, czy choćby jasności. Często też takie pliki wykraczają swoją rozpiętością tonalną poza możliwości jakiegokolwiek dotychczas nam znanego urządzenia wyświetlającego (począwszy od papieru, na monitorach kończąc). To wszystko powoduje, iż te pliki nazywa się „cyfrowymi negatywami” – bo po prostu trzeba je wywołać. Bez tego nie są zdjęciami, a jedynie zapisem danych o świetle.

Natomiast jeżeli w dalszym ciągu nie przekonałem kogoś do słuszności moich założeń – zapraszam wtedy choćby na wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/RAW . Myślę, że to w miarę uznawane na tą chwilę źródło definicji formalnych.

Natomiast przyznaję bez bicia, iż nie tylko wywoływałem zdjęcie – poprawiłem też już w samym fotoszopie kolorystykę i kontrasty. Można to co prawda robić na poziomie wywoływania, ale to dopiero maskowanie i nieco bardziej zaawansowane krzywe pozwalają na precyzyjne korekty. Nigdy nie uprawiałem fotomontażu, czy manipulacji cyfrowej. Na dowód tego, iż uważam zarzuty kolegi (które odebrałem bardzo osobiście) za wręcz bezpodstawne – załączam porównanie plików przed „szopowaniem” jak i po (po procesie na górze): http://imageshack.com/a/img41/843/ooqw.jpg

Proszę mi wybaczyć linki zewnętrzne, ale nie chcę psuć kompozycji strony.

PS W sumie nie zwróciłem na to początkowo uwagi, ale to przez kolegę Tarnowskiego udało mi się w końcu przełamać tą mantrę  i w końcu umieścić zdjęcie kolorowe na stronie. Co prawda robione jeszcze w kwietniu, ale kto wie? Może coś w kolorze znowu uda mi się wyskrobać…