Ten Pan podpadł.

_DSC0220

A no tak, miarka się dzisiaj przebrała. A przebrała się dla tego Pana z pierdokładów z Ergonomii i Bezpieczeństwa Pracy, który siedział za mną. Z racji jakże pasjonującego tematu, zająłem się przeglądaniem starych zdjęć, których jak zwykle, po powrocie z wyjazdów nie zdążyłem wywołać (lub jak kto nie wierzy, że cyfrę się wywołuje – przeprowadzić konwersję danych na matrycy do docelowego pliku poglądowego, by umożliwić podgląd zdjęcia na jakimkolwiek urządzeniu). Natomiast kolega Tarnowski (którego pozdrawiam) stwierdził, iż w tych czasach zdjęcia robi się w fotoszopie. Otóż kolegę pragnę odciągnąć od tej tezy i jednocześnie spróbować objaśnić nieco zjawisko.

Zdjęcia cyfrowe w większości aparatów (i dla przeciętnych Kowalskich) rejestrowane są w formacie JPEG, w ekstremalnej formie w TIFF. Są to pliki, które poddane zostały procesowi konwersji sygnału bezpośrednio przez aparat, po czym zostały one skompresowane (tu zależy od ustawień), by docelowo mogły zostać przedstawione użytkownikowi (lub jak kto woli odbiorcy), choćby na wyświetlaczu. Nieco bardziej wprawni użytkownicy starają się raczej korzystać z aparatów, które takiego procesu nie przeprowadzają (czyt. mają taką możliwość). Takie urządzenia zapisują wtedy bezpośrednio wszystkie dane zarejestrowane przez matrycę do pliku formatu RAW (ang. – surowy), by następnie stworzyć (w zależności od schematu działań) uśredniony (według oprogramowania) obraz poglądowy, wyświetlający się na panelu aparatu. Czym taki plik zasadniczo się różni. A no tym, iż takiego pliku de facto wyświetlić nie można. Nie można dlatego, iż jest on pozbawiony informacji o kolorach (mam tu na myśli balans bieli, to pewien skrót myślowy), kontraście, dopasowaniu barw, czy choćby jasności. Często też takie pliki wykraczają swoją rozpiętością tonalną poza możliwości jakiegokolwiek dotychczas nam znanego urządzenia wyświetlającego (począwszy od papieru, na monitorach kończąc). To wszystko powoduje, iż te pliki nazywa się „cyfrowymi negatywami” – bo po prostu trzeba je wywołać. Bez tego nie są zdjęciami, a jedynie zapisem danych o świetle.

Natomiast jeżeli w dalszym ciągu nie przekonałem kogoś do słuszności moich założeń – zapraszam wtedy choćby na wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/RAW . Myślę, że to w miarę uznawane na tą chwilę źródło definicji formalnych.

Natomiast przyznaję bez bicia, iż nie tylko wywoływałem zdjęcie – poprawiłem też już w samym fotoszopie kolorystykę i kontrasty. Można to co prawda robić na poziomie wywoływania, ale to dopiero maskowanie i nieco bardziej zaawansowane krzywe pozwalają na precyzyjne korekty. Nigdy nie uprawiałem fotomontażu, czy manipulacji cyfrowej. Na dowód tego, iż uważam zarzuty kolegi (które odebrałem bardzo osobiście) za wręcz bezpodstawne – załączam porównanie plików przed „szopowaniem” jak i po (po procesie na górze): http://imageshack.com/a/img41/843/ooqw.jpg

Proszę mi wybaczyć linki zewnętrzne, ale nie chcę psuć kompozycji strony.

PS W sumie nie zwróciłem na to początkowo uwagi, ale to przez kolegę Tarnowskiego udało mi się w końcu przełamać tą mantrę  i w końcu umieścić zdjęcie kolorowe na stronie. Co prawda robione jeszcze w kwietniu, ale kto wie? Może coś w kolorze znowu uda mi się wyskrobać…