Zbyt, zbyt dużo czasu…

_DSC2705

 

 

_DSC2764

 

_DSC2752

Zbyt dużo, zbyt dużo wolnego czasu… – powiedziałby ktoś. No bo lata taki chłystek z jakimiś tam bzdetami, obwieszony psia mać jak choinka i coś tam „komponuje”, jak to mówi. A no bo stoi, gapi się i gapi… A potem ten niby aparat wyciągnie, coś tam cyknie, jedzie do domu a potem przy tym dłubie. Na co to komu, poco to.

A no ja jednak muszę. Ciężko mi wyobrazić sobie życie bez tej czarnej puchy, która pozwoliła mi uzewnętrznić siebie jak nic innego w toku mojej egzystencji. Może nie tyle uzewnętrznić, co może wyżyć? Chociaż nierozsądnie jest sprowadzać cały ten proceder do jednego uzasadnienia. Teraz, jak tak myślę –  z całą stanowczością mogę stwierdzić, że fotografia nie jest jakimś pojedynczym zjawiskiem, a całym ich zespołem (i nie chodzi mi tu o żadne schorzenia).

Bo nie ogranicza się to do pojedynczych emocji, nastroju, czy pojedynczych zdarzeń. Przynajmniej u mnie. Zawsze w każde zdjęcie wkładałem całość swoich doświadczeń, zarówno tych technicznych (no, których nie oszukujmy się z początku wcale dużo nie miałem),  jak i życiowych. Zawsze będę to powtarzał – fotografia jest odzwierciedleniem spojrzenia człowieka na świat, poprzez pryzmat jego umysłu. Przez umysł rozumiem tu grupę doświadczeń i emocji, powiązanych ściśle z rzeczywistością teraźniejszą. Bo przecież wybiegać poza czas jeszcze nie umiemy. Tak już bawiąc się w swoiste utopie, mógłbym stwierdzić, że w pojedynczą fotografię człowiek potrafi przelać swoje życie, czy duszę.

Bardzo urzekło mnie podejście  Edouarda Pontremoliego w jego „Nadmiarze Widzialnego”. Chyba to właśnie ta książka miała największy wpływ na całą moją fotografię. To jak opowiadał o równoległych światach żyjących swoim tempem w utrwalonych przez nas fotografiach – nigdy tego nie zapomnę. I to chyba dlatego właśnie staram się nie praktykować zdjęć ludzi – bo oni kiedyś odejdą, a świadomość tego, że część nich (tu zwykłem mówić część ich duszy) pozostanie na zdjęciach – nigdy nie da (i nie daje) mi spokoju. W szczególności gdy patrzę na zdjęcia. „Trupia Sztuka” jak to pisał Pontremoli’e.

A zdjęcia? Ze spacerku po wykładach na Długiej, chyba sprzed dwóch tygodni (naprawdę nie wierzę, że zabieram się na poważnie za oczyszczanie dysku z zaległych zdjęć).