Finito…

Finito

A więc pierwsze zmagania z aktem… Mam nadzieję, że sprawy nie zawaliłem.

Heh, jutro olimpiada z przedsiębiorczości. Koszmar. Stresuję się jak diabli… Do tego w piątek kolokwium na Politechnice. A ja nic nie pamiętam. Jak ja to wszystko ogarnę… No nic, trzeba się wziąć w garść i przeć naprzód.

A potem znowu szkoła, szkoła, szkoła. Idzie zwariować. Przez te parę tygodni miałem co prawda wystarczająco dużo wolnego, żeby wypocząć psychicznie, ale nie odnajduję w dalszym ciągu odpowiedniej ilości czasu na zagospodarowanie go dla pasji. Niemniej – udało się parę razy wyjść na zdjęcia, jako forma odskoczni od tych wszystkich papierów, danych, nazwisk i analiz, z których dla mnie życiowego nic nie wynika. Przerażająca dziedzina.

Cóż… Muszę sobie iść. Kolejne tony papierów czekają… Jutro albo edytuję post i coś napiszę, albo napiszę zupełnie nowy… Przeklęte papiery…

Dodaj komentarz