Inne Spojrzenie

_DSC6099

Dzisiaj może taka mała anegdotka, która mi się przydarzyła w ostatnim czasie, na warsztatach Nikona z panem Bielatowiczem w roli głównej. Rzecz się miała o street photo. Bardzo dobry i ciekawy wykład, ze zwróceniem uwagi na tą umysłową, a nie czysto sprzętową stronę fotografii, jak ostatnimi czasy bardzo wielu w gruncie rzeczy niezbyt rozgarniętych fotografów zwraca uwagę.

A bajka wyglądała następująco:
Po warsztatach, przy okazji Międzynarodowych Targów Turystycznych dostaliśmy godzinę czasu na zrobienie paru zdjęć, przy czym mieliśmy wybrać to jedno jedyne i przekazać je Krzyśkowi. Po wyjściu na halę główną wszyscy zaczęli chaotycznie biegać po terenie targów, zajmując się portretowaniem sytuacji, czy scenek rodzajowych martwej natury, chwytając coraz to lepsze miejscówki. Tymczasem wydało mi się, że nikt nie raczył nawet dostrzec po prostu wspaniałego sklepienia jakie funduje nam Hala Stulecia ( i tak jest ludowa), każdy natomiast uciekł w sztampowe portrety, wykorzystujące geometrię przestrzeni i przygodnych obiektów. Postanowiłem jednak pójść nieco w inną stronę, aczkolwiek wpierw zdecydowałem się na mały spacer. Nie wyjmując jeszcze aparatu powoli przechadzałem się i obserwowałem co się dzieje. Widziałem jedno – ludzie są zmęczeni, zaczynają powoli zwijać stoiska, cały spektakl ma się właśnie ku końcowi. Utwierdziłem się więc w przekonaniu, że nie będę powielać schematów i poszukałem sobie drogi… Na trybunę. Już wiedziałem co na pewno chcę sfotografować.
Wszedłem po stosunkowo zakamuflowanych schodach, wygodnie rozsiadłem się na krzesełku i wyciągnąłem sprzęt. Wycelowałem aparat w górę i zrobiłem parę kadrów (bodajże 3 różne). Po 20 minutach byłem już z gotowym zdjęciem. Idąc jednak w myśl tego, co nieustannie powtarza Orwig – że po zrobieniu dobrego zdjęcia nie należy przestawać fotografować, bo może nam umknąć coś niezwykle cennego – postanowiłem nie rezygnować i przespacerowałem się po terenie obiektu, starając się tym samym przełamać osobistą barierę i pytałem interesujących mnie ludzi, czy mogę im zrobić zdjęcie. O dziwo nikt mnie nie pobił, ani nikt też nie odmówił. Nie spodziewałem się tego.

Po chwili oddechu i czasu na ochłonięcie zacząłem zastanawiać się, czy to tak naprawdę ten kadr. Stwierdziłem, że wszystko albo nic i poszedłem do sali w której siedział pan Bielatowicz. Gdy powiedział, że zaczyna przyjmować zdjęcia wszyscy rzucili się jak szczury na ochłap mięsa. Nie lubię bardzo czegoś takiego, więc odczekałem z boku i przyszedłem oddać zdjęcie właściwie ostatni. Po chwili oczekiwania i nerwów (zawsze trzęsą mi się ręce, gdy nie jestem pewien swojego wyboru) okazało się, że wygrała właśnie moja fotografia. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłem, bo konkurencja dość duża, a i sprzęt rywali był z zupełnie innej półki, ale chyba ponownie okazało się, że zdjęcie robi oko, a nie matryca.

Myślę, że jako morał do tej historii idealnie pasują słowa Krzyśka – „Sfotografowano już wiele miejsc, ale za to można je sfotografować na bardzo wiele pomysłów”. I chyba właśnie o tą oryginalność spojrzenia przez pryzmat umysłu chodzi w tym wszystkim.

PS Teraz zdjęcie oczywiście odrobinę wystylizowałem i zwiększyłem kontrast, aczkolwiek  oddawałem je w stanie surowym.

3 thoughts on “Inne Spojrzenie

  1. bardzo mądra przypowieść:) wiele osób ma dobry sprzęt, część z nich potrafi się nim posługiwać, a garstka ma pomysł na zdjęcie. z drugiej strony rodzaj aparatu nie ma znaczenia, jeżeli pomysł uwzględnia jego możliwości. pozdrawiam i czekam na kolejne zdjęcia!

  2. Myślę,że nie będę odosobniony pisząc,że zdjęcie sklepienia Hali Ludowej z umiejscowieniem w mocnym punkcie jego centrum to klasyk. Sławku jeśli takie zdjęcie wygrywa konkurs to myślę,że konkurencja była słaba ;))) To jest problem słabej obserwacji niektórych fotografujących. Oczka trzeba mieć zawsze wokół głowy ;)))

    • A ja bardzo lubię słowa krytyki. Przyznam osobiście, z czystym sumieniem, że szału na zdjęciu nie ma. Aczkolwiek – sprawdziłem u Wujka G halę stulecia – „europejskich” mocnych kadrów nie znalazłem, przynajmniej na pierwszych kilku stronach. Także tu zarzut o sztampę nie wydaje mi się (z dotychczasowych obserwacji) trafny. Aczkolwiek – chodziło mi raczej o oryginalne podejście do tematu. Nigdy nie byłem dobry w „nieoficjalnej” reporterce, dlatego ciągle staram się ćwiczyć. Choć wydaje mi się – że jak na wyzwanie rzucone na 45min, bez kompletnej znajomości tematu to chyba nie jest to katastroficzny wynik.

      Co do konkurencji – myślę, że paru panów mogłoby się bardzo obrazić. Sam bym nie odważył się tak o nikim powiedzieć. Po prostu komuś może być przykro. Ludzie dawali z siebie co mogli. Mi szczerze powiedziawszy poszło bardzo łatwo, bo kadr wyłapałem w ciągu pierwszych minut, a potem spacerowałem i próbowałem reporterki. A co Panu Bielatowiczowi się spodobało, to kwestia jego gustu. Aczkolwiek ja tego Pana bardzo szanuję, i podoba mi się to co robi.

Dodaj komentarz